Czy gdybym powiedziała Ci, że istnieje jedno małe proste lekarstwo, które może wyleczyć Cię z lenistwa na zawsze, uwierzyłbyś mi? Pewnie nie. W takim razie zaryzykuje. Zupełnie przypadkowo odkryłam coś, dzięki czemu poranki nie są już AŻ takie trudne, mam więcej energii i chęci do życia i jakoś w ogóle bardziej „mi się chce”. To tajemnicze lekarstwo to… uwaga! witamina D. Mogłabym teraz pewnie zostać żywą reklamą jakiejś firmy farmaceutycznej i namawiać każdego do brania tej malutkiej kapsułki, bo naprawdę zmieniła moje życie na lepsze bardziej niż wszystkie poradniki o motywacji razem wzięte. 🙂
O co ten cały szum?
W Internecie jest mnóstwo artykułów na temat przyczyn, objawów i skutków niedoboru witaminy D, więc nie będę się nad tym jakoś szczegółowo rozwodzić. Wszystko można znaleźć w Internecie, poradnikach o zdrowiu i innego rodzaju książkach. Nie mniej jednak, jeśli mamy mały dostęp do słońca na co dzień, a przy okazji nie jesteśmy wielkimi fanami ryb, jest duża szansa na to, że mamy też niedobór witaminy D.
Jak to się u mnie zaczęło?
Kiedyś zawsze mawiałam, że powinnam zapadać w zimowy sen. Odkąd pamiętam chłodne pory roku były dla mnie niezbyt przyjemne. Rano nie mogłam się dobudzić, a potem cały dzień chciało mi się spać. Często wpadałam w ogólne przygnębienie, które nie było spowodowane jakąś konkretną przyczyną. Łatwo się denerwowałam, szybciej się męczyłam, brakowało mi sił i ogólnie tkwiłam w takim ogólnym „rozmemłaniu”. Niedobór witaminy D „wypłynął” zupełnie przypadkowo podczas badań krwi i lekarz zalecił mi suplementować tę witaminę (albo jechać na wakacje). I co się wtedy stało? Poczułam się, jakby ktoś mi włączył turbo-doładowanie. Zaczęło mi się łatwiej wstawać (chociaż wciąż rano jestem śpiochem), przestałam być taka senna i zmulona cały dzień w pracy i życie ogólnie zaczęło wydawać się jakieś takie… ładniejsze. Z nadmiaru energii zaczęłam w końcu odkładany od roku kurs Excela. 🙂
Czy warto?
Bardzo długi czas miałam podejście, że nie będę się faszerować tabletkami, póki nie muszę i miałam dość lekceważący stosunek do witamin i minerałów. Objawy zrzucałam na to, że po prostu „mi się nie chce”. Przychodni unikałam jak ognia, dowodem na to, jest to, że u lekarza rodzinnego nie byłam przez jakieś 6 lat. Przyznam, że było to dość głupie podejście. Dlatego zachęcam wszystkich, jeżeli macie podobne objawy jak ja, przede wszystkim do zrobienia badań krwi i wszystkich innych potrzebnych wyników. Oczywiście nikogo nie zachęcam, żeby brał jakiekolwiek leki czy suplementy „w ciemno”, ale właśnie przede wszystkim do zbadania się i ustalenia, co jest przyczyną problemów.
Dbajmy o swoje zdrowie i zainteresujmy się nim, bo wszystko można kupić, ale zniszczonego zdrowia, szczególnie przez własne decyzje, niestety już nie zawsze…
A co wy myślicie na ten temat?
Bierzecie jakieś suplementy diety czy raczej stawiacie tylko na zdrowe odżywianie?