Żeby się chciało tak, jak się nie chce – o motywacji słów kilka

O motywacji napisano już chyba wszystko. Są jej zwolennicy, którzy uważają, że odpowiednio dawkowana sprawi, że będzie nam się chciało bardziej, a praca będzie wykonana z uśmiechem na twarzy. Doradzają w widocznym miejscu zapisać własny cel, słuchać motywacyjnych mówców czy czytać inspirujących wielkich ludzi. Znam też jej totalnych przeciwników – takich, którzy mówią, że nie ma czegoś takiego, jak motywacja, jest tylko samodyscyplina i systematyczność. Ci drudzy doradzają po prostu – wzięcie się w garść i robienie nawet jak się nie chce. Jako urodzony leniuszek od niepamiętnych czasów szukałam różnych informacji o tej mitycznej już niemalże motywacji. Przeczytałam mnóstwo książek, jeszcze więcej artykułów, szukałam też własnych sposobów na to, żeby się motywować. Próbowałam też być systematyczna i stosować się do zasad „zaciśnij zęby i po prostu rób”. Chwilami z zazdrością obserwowałam ludzi w otoczeniu, którzy niezłomnie dążyli do swoich celów, podczas gdy ja po paru nieudanych próbach odpuszczałam. Szukałam i szukałam i wiecie co? Nic nie podziałało. Żadne wspierające słowa, dalekosiężne patrzenie na cel, wyznaczanie nagród, a nawet wyznaczanie kar za niedotrzymanie umowy ze sobą. Czy więc jesteśmy skazani na wieczne niepowodzenie? Otóż nie! Postanowiłam pokonać lenistwo bez motywacji, niszcząc ją jej własną bronią. Ciekawi? Zapraszam do dalszego czytania.

Bo jutro też nie będzie mi się chciało…

Siedziałam pewnego dnia w pracy i miałam do zrobienia rzecz, która była, według mnie, niezwykle nudna i żmudna. Pomyślałam sobie: „strasznie nie chce mi się tego robić, to może zrobię to jutro”. Potem wpadła kolejna myśl – „jutro też nie będzie mi się chciało”. A może pojutrze? I tak dopadła mnie wizja zestresowanej mnie robiącej tą rzecz na ostatni dzień, prawdopodobnie w piątek… w który nie chce mi się zazwyczaj jeszcze bardziej ;). I wiecie co zrobiłam? Zrobiłam to od razu po to, żeby w kolejnych dniach mieć możliwość, żeby mogło mi się nie chcieć trochę bardziej.  I strasznie mi się ta wizja spodobała. Zamiast zrobić coś jutro… lepiej zrobić to wczoraj. Kiedyś słyszałam taki tekst: „Co masz zrobić dzisiaj, zrób pojutrze – będziesz mieć dwa dni wolnego”. Na własne potrzeby zmieniłam to na: „Co masz zrobić jutro, zrób wczoraj, też będziesz mieć dwa dni wolnego”. Podobnie może być z innymi dziedzinami życia – powinnaś dziś pobiegać, ale bardzo Ci się nie chce? To może jutro? Ale jutro też Ci się nie będzie chciało… J A teraz szczerze – czy to działa? Jasne, że nie zawsze. Ten sposób może zadziałać, o ile musimy (albo naprawdę bardzo chcemy) coś zrobić. Jeżeli możemy odkładać coś na przysłowiowe wieczne jutro, to trudniej jest się przekonać. Co wtedy może pomóc?

IMG_20190827_122015

Metoda małych kroków i pierwszego działania

Najtrudniej jest mi się zmotywować, kiedy mam do zrobienia coś dużego. Mam wtedy poczucie, że zajmie to mnóstwo czasu, pochłonie większość mojej energii i będę totalnie wypompowana. Mam wtedy wewnętrzny opór przez nawet rozpoczęciem tej czynności. Szczególnie, jeśli czuję, że nie zdążę zrobić tego do końca w takiej idealnej formie, jak powinno to wyglądać. Wtedy nie chce mi się nawet zaczynać… Miałam tak już w czasach szkolnych – albo uczyłam się porządnie… albo w ogóle. Bo po co zaczynać, jeśli nie dam rady nauczyć się wszystkiego w wyznaczonym czasie? Z pomocą może tu przyjść metoda małych kroków, czyli podzielenie całego wielkiego zadania na malutkie „zadanka” tak, żeby pojedynczo zajmowały one mniej czasu i były stosunkowo proste do zrobienia. Myślisz o sprzątnięciu całego mieszkania i wydaje Ci się to niemożliwe? Może trzeba zacząć od jednego pomieszczenia, albo chociaż jednej szuflady? Masz mnóstwo ubrań, w których nie chodzisz, ale nie wiesz, jak zabrać się za ogarnięcie szafy? Możesz zacząć od selekcji, np. spodni czy butów. Łatwiej jest coś zrobić, kiedy widzimy koniec tego zadania i dodatkowo czujemy, że nie zabierze ono nam aż tak wiele czasu i energii z życia.

Dodatkowo u mnie sprawdza się też metoda pierwszego działania. Często mając coś do zrobienia właściwie nie wiem, od czego zacząć, co sprawia, że przekładam to na później. Warto do każdego celu, który chcemy zrealizować, nieważne czy to w sferze prywatnej, zawodowej czy domowej, mieć zawsze określone najbliższe działanie, jakie musimy wykonać, żeby ta sprawa ruszyła do przodu. Co to może być? Np. wykonanie telefonu do Klienta, poprawa tekstu, selekcja kosmetyków, czy cokolwiek – byle było jasno określone, co mamy zrobić, jak już w końcu usiądziemy do tego zadania. A co może pomóc w ustalaniu takiego konkretnego działania? To, co lubię najbardziej, czyli…

Dobry plan

Celowo proces planowania zamieszczam na samym końcu, bo wiem, że często na samym planowaniu kończy się zapał do działania. Jednak dobry plan może pomóc ogarnąć nam całościowo wszystko, co możemy i musimy zrobić. Planowanie pomaga też zweryfikować nasze priorytety i jakoś trzymać to wszystko „w ryzach”. Jeśli chodzi o metody planowania, czy lepiej planować w ujęciu dziennym, tygodniowym czy dłuższym – myślę, że każdy powinien odnaleźć swój własny system. Trochę o planowaniu pisałam już w TYM wpisie, więc zainteresowanych odsyłam do przeczytania. Osobiście polecam elastyczność – planować tak, jak akurat jest potrzeba i nie trzymać się sztywno jednego sposobu.

hdr

Wiem, że pewnie teraz część osób może być rozczarowana, ale niestety nie ma jednego magicznego sposobu na to, żeby nam się chciało zawsze i wszędzie. Wydaje mi się, że nie można też oczekiwać od siebie cudów – nikt nie jest idealny i nikt nie jest zmotywowany do pracy 24 godziny na dobę. Dlaczego więc jednym chce się bardziej? Część osób pracowitość wyniosła z domu, inni po prostu lubią ciągle coś robić… Ale jeśli nie jesteś w tej grupie, to też nic nie szkodzi. Najważniejsze to wciąż próbować, nie poddawać się i nie zniechęcać. Warto pracować nad sobą, i, chociaż efekty nie przychodzą czasem bardzo długo, wciąż zaczynać od nowa i od nowa. Aż w końcu się uda. A nawet jeśli nie, to jednak przez to próbowanie coś tam zrobimy. Warto wciąż szukać… czy to metod motywacji, czy próbować samodyscypliny czy po prostu – zdać się na zdrowy rozsądek. I przede wszystkim – dużo się uśmiechać. 😉

Dajcie znać, co myślicie o motywacji. Czy często Wam się nie chce? Co robicie, żeby Wam się chciało bardziej? Czekam na Wasze komentarze, może razem wymyślimy coś skutecznego.

IMG_20190827_180117

12 myśli na temat “Żeby się chciało tak, jak się nie chce – o motywacji słów kilka

  1. Kiedyś bardziej mi się nie chciało, teraz wolę zrobić od razu, żeby nie zarastać.. czy to kurzem, czy ciuchami w szafach. Porządki nie należą do relaksujących, ale uwielbiam ład i przestrzeń dookoła. To poczucie szczęścia i złapania oddechu w odgruzowanej rzeczywistości (w firmowej też tak miałam) jest dla mnie najlepszym motywatorem 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

  2. I teraz w końcu zrozumiałam, dlaczego najczęściej mi się nie chce! Bo tak naprawdę nie wiem od czego zacząć, co mi przed chwilą uświadomiłaś. Dziękuję 😀
    A z tematem trafiłaś w sedno, bo właśnie skończyły się wakacje i warto się trochę zmotywować do pracy 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

  3. Ania, ładne imię ale przekonuje mnie coś innego. Jestem leniem i nie kryje się z tym. W podstawówce (kilka wieków temu!) na świadectwie zawsze napisane miałem : bardzo zdolny ale bardzo leniwy 😇!
    Fakt jestem tak leniwy że to co mam do zrobienia robię zaraz aby potem moc oddać się lenistwu. To coś podobnego do Twojego opisu? Chyba? 😻

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s